Ukraińska tenisistka nie podała ręki rywalce, a teraz wyjaśnia. „Bezpośrednie groźby”
Po zakończeniu spotkania Ludmyły Kiczenok i Chan Hao-Ching z Zhang Shuai i Kristiną Mladenovic w deblu doszło do nieprzyjemnej sytuacji. Kiczenok nie podała ręki jednej z rywalek, z czego po czasie postanowiła się wytłumaczyć. Jej zdaniem padła ofiarą groźby.
Spotkanie odbyło się 20 stycznia, a jego stawką był awans do ćwierćfinału Australian Open. Nie dziwi zatem fakt, że każdej zawodniczce towarzyszyło sporo emocji. Ostatecznie rywalizację wygrały Francuzka i Chinka, a Kiczenok i Hao-Ching musiały przełknąć gorycz porażki.
ZOBACZ TAKŻE: Dziennikarze zapytali o to Igę Świątek. Polka zabrała głos po kontrowersji
Nie sam mecz, lecz to, co stało się później, wzbudziło największe emocje. Po zakończeniu spotkania Kiczenok nie podała ręki Mladenovic, czym zaskoczyła ją samą, jak i chyba wszystkich fanów. Dość często zdarzało się, że Ukrainki nie żegnały się z rosyjskimi tenisistkami, lecz tym razem chodzi o Francuzkę serbskiego pochodzenia.
Jakiś czas po zakończeniu rywalizacji Kiczenok postanowiła zabrać głos i wyjaśnić tę niepokojącą sytuację. Dłuższą wypowiedź zamieściła na swoim Instastory.
„Chciałabym wyjaśnić sytuację, jaka miała miejsce w moim meczu trzeciej rundy Australian Open przeciwko Kristinie Mladenovic. Publicznie oskarżona o złe zachowanie, chcę powiedzieć swoje zdanie. Podczas meczu spotkałam się z bezpośrednią groźbą ze strony przeciwniczki, gdy niechcący uderzyłam ją piłeczką tenisową. W odpowiedzi na moje liczne przeprosiny usłyszałam: następnym razem uważaj. Nie uważam za stosowne, by okazywać szacunek osobom stosującym groźby słowne” – brzmiał komunikat.
Francuzka nie skomentowała tej sytuacji. Warto wspomnieć, że wraz z Chinką odpadły jednak w ćwierćfinale turnieju.
KP, Polsat Sport