Giełda kryptowalut z polskim rodowodem chce ruszyć za ocean. „Będzie o nas głośno”

0


O przyszłości bitcoina i altcoinów, o
tym, co przynoszą nowe regulacje w UE i zmiana władz w USA, o rozwoju przez
sponsoring sportowy i o rywalizacji krypto ze światem tradycyjnych finansów –
rozmawiamy z Przemysławem Kralem, szefem zondacrypto, największej giełdy kryptowalutowej
o polskich korzeniach.

Giełda kryptowalut z polskim rodowodem chce ruszyć za ocean. „Będzie o nas głośno”
Giełda kryptowalut z polskim rodowodem chce ruszyć za ocean. „Będzie o nas głośno”
/ mat. prasowe

Tomasz Goss-Strzelecki: Kurs bitcoina w zeszłym roku wzrósł o
ponad 120 proc., granica 100 tys. dolarów została przekroczona w grudniu, a w
dzień zaprzysiężenia Donalda Trumpa padł rekord 108 tys. dolarów. Wielu
analityków dostrzega już pułap 200 tys. dolarów w notowaniach w tym roku. Widzi pan szanse na
dalszą taką mocną hossę?

Przemysław Kral, prezes zondacrypto: Zacznijmy od tego, że moim zdaniem pojawiające się
prognozy dla kryptowalut bazują na niewłaściwych narzędziach analitycznych.
Tradycyjna analiza fundamentalna czy techniczna jest niewystarczająca w
przypadku kryptowalut. Rynek krypto jest wciąż bardzo młody, w porównaniu do
rynków akcji czy obligacji. Jego zachowanie często zależy od czynników, które
trudno przewidzieć za pomocą klasycznych modeli analitycznych. Tweety Elona
Muska, dojście do władzy Donalda Trumpa czy zmiany w regulacjach to czynniki
często nieprzewidywalne, a mocno wpływające na kursy bitcoina czy innych
coinów.

Dzięki takim wydarzeniom zwiększa się adopcja
kryptowalut – ludzie przestają postrzegać je jako „czarną magię” czy
zagrożenie. Dla tradycyjnych instytucji finansowych to właśnie jest największe
wyzwanie. Banki i inne podmioty finansowe zdają sobie sprawę, że kryptowaluty
mogą zmienić zasady gry, a to oznacza, że ich dotychczasowe modele biznesowe
mogą stać się przestarzałe.

Czy bitcoin osiągnie wartość 200 tysięcy, a może 500
tys. dolarów? Tego nie wiem, ale trend wzrostowy wydaje się nieunikniony. Nawet
jeśli rynek obecnie się wypłaszcza, to nie oznacza to moim zdaniem końca hossy.

Obecnie nie obserwujemy też hossy na altcoinach
(kryptowalutach innych niż bitcoin – red.), co może sugerować, że jesteśmy
dopiero na początku nowego etapu rozwoju rynku. Czy to początek kolejnej fali
wzrostów, czy zupełnie nowy rozdział w historii kryptowalut? Czas pokaże.

Bitcoin rośnie, ale notowania altcoinów
rozczarowują. Co się dzieje w tej części rynku?

Prawda jest taka, że rynek altcoinów dynamicznie się
rozwija, w porównaniu z poprzednią hossą obserwujemy znaczny przyrost nowych
projektów – jedne są udane, inne nie. Bitcoin pełni rolę lokomotywy,
przyciągającej uwagę tradycyjnych finansów, które jednak nie angażują się mocno
w kryptowaluty. To dobrze, bo pozostawia to przestrzeń dla mniejszych, ale
również wiarygodnych podmiotów, takich jak my.

Projekty związane z altcoinami stają się coraz
ciekawsze. Warto teraz skupić się właśnie na rynku altcoinów, bo ich rozwój
sprzyja adopcji i wzrostowi branży bardziej niż koncentracja wyłącznie na
bitcoinie, który jest już dobrze ugruntowany.

Początek roku to były nie tylko rekordy
bitcoina, ale też zmiany regulacyjne. W Unii Europejskiej pojawiło się
rozporządzenie w sprawie rynku kryptoaktywów (MiCA). Co się zmieniło dla was i
dla inwestorów?

Dla takich podmiotów jak my nie zmieniło się zbyt
wiele. Już posiadamy licencję estońską, która jest w istocie dużo bardziej
restrykcyjna niż licencja MiCA. I Estonia dostosowywała się do MiCA, łagodząc przepisy,
a nie zaostrzając je – to chyba jedyny taki przypadek w Europie.

Natomiast dla naszej konkurencji zmieniło się wszystko
– już nie można założyć konta na giełdzie krypto podając sam e-mail i nie
przechodząc procedury KYC (procedura weryfikacji klienta obowiązująca
powszechnie w firmach finansowych – red.), czy nie stosując się do tzw. Travel Rule
(regulacji, która zobowiązuje podmioty świadczące usługi kryptowalutowe do
wymiany informacji o nadawcy i adresacie transferów kryptowalutowych – bez
tego w większości przypadków przelew może nie dotrzeć do odbiorcy). Część
naszej konkurencji dotąd Travel Rule nie wdrożyła, mimo że jest taki obowiązek.
Takie unikające regulacji podmioty będą znikać z rynku. Stanowią one zagrożenie
dla klientów, są niebezpieczne – próbują jeszcze w trakcie tzw. grandfathering
period, czyli w okresie, kiedy można prowadzić działalność bez licencji MiCA, na
podstawie wcześniejszych przepisów, zagrać ostatnie skrzypce i jeszcze trochę
zarobić.

MiCA reguluje bardzo wiele, ogranicza biznes, ale jest
to pewnego rodzaju kompromis, na który racjonalne firmy kryptowalutowe się
zgadzają. A inne protestują, ponieważ nie są w stanie się dostosować i spełnić
restrykcyjnych wymogów.

Dla klientów zmienia się tyle, że będą mogli bardziej
świadomie wybierać giełdy, które działają rzetelnie, będą miały licencję i
znajdą się w rejestrze, unikając podejrzanych podmiotów działających poza
reżimem regulacji europejskich.

Czy regulowanie rynku pomaga przekonać
klientów, którzy boją się ryzyka, ale nie tego związanego ze zmiennością
notowań kryptowalut, lecz z infrastrukturą rynku, mając choćby w pamięci upadłości niektórych
giełd? Czy jednak przeciwnie – regulacje hamują rozwój?

Wyjaśnijmy, że rynek był już wcześniej regulowany w
bardzo szerokim zakresie, m.in. procedur przeciwdziałania praniu pieniędzy,
współpracy z organami ścigania.

Banki coraz częściej pytają klientów o źródło
pochodzenia ich środków. Budzi to opór, ale jest akceptowane jako konieczność.
Podobnie na rynku krypto – rośnie poparcie dla regulacji, zwłaszcza wśród tych,
którzy traktują kryptowaluty jako normalny instrument finansowy i nie mają nic
do ukrycia. Dla nich regulacje to szansa na uporządkowanie i zabezpieczenie
rynku. Pod warunkiem, że regulator działa rozsądnie.

Jednak zdarzają się absurdalne sytuacje. Przykładem
jest jeden z krajowych banków, który grozi klientom zamknięciem rachunków za transakcje
z podmiotami z listy Krajowej Administracji Skarbowej – na którą my też
jesteśmy wpisani – mimo że te podmioty spełniają wymogi prawne. Na mocy
rozporządzenia MiCA taka sytuacja nie będzie możliwa, bo banki są zobowiązane
obsługiwać podmioty, które uzyskają licencję – chociaż akurat w projekcie
polskiej implementacji unijnych przepisów taki obowiązek się jak dotąd nie
znalazł. Dla klientów regulacje są zatem pozytywne, ale tradycyjne finanse
widzą w nich zagrożenie dla siebie.

Polska jest jednym z nielicznych państw,
który nie zdążyły z zaimplementowaniem MiCA w porządku prawnym w terminie.
Kiedy te przepisy mogą się pojawić, czego pan się po nich spodziewa?

Jestem przygotowany na wszystko. Na przykład na to, że
w ogóle nie zostaną uchwalone do czasu, kiedy się skończy rzekomy
grandfathering period. Nikomu z osób decyzyjnych na tym nie zależy.

Natomiast MiCA obowiązuje bez względu na to, czy dany
kraj zaimplementował rozporządzenie, czy nie. Komisja Nadzoru Finansowego
wydała słuszną rekomendację, że wszystkie podmioty z rynku kryptowalut, które
działają w Polsce, muszą się do MiCA stosować – mimo że jeszcze nie ma ustawy.
Moim zdaniem zarówno KNF, jak i Główny Inspektor Informacji Finansowej, mają
rację. Niektóre giełdy uważają jednak inaczej. Jedna z nich nie stosuje Travel Rule,
a to się wiąże z bardzo poważnymi konsekwencjami.

Za oceanem dzięki Donaldowi Trumpowi
podejście do krypto miało się zmienić diametralnie. Czy widać już jakieś realne
efekty?

Jako zondacrypto staramy się o licencję na Florydzie,
która jest jednym ze stanów najbardziej przyjaznych kryptoaktywom. I faktycznie
po wygranej Trumpa przez trzy miesiące udało nam się zrobić w tej sprawie
więcej niż wcześniej przez dwa lata.

Co roku jestem uczestnikiem bardzo prestiżowej
branżowej konferencji CfC St. Moritz w Szwajcarii. Pojawiają się tam szefowie
wszystkich największych giełd, banków, firm inwestycyjnych z BlackRock na
czele, regulatorzy ze świata i wielu przedstawicieli rynku amerykańskiego. Za czasów
rządów Bidena i demokratów Szwajcaria stała się dla Amerykanów przyczółkiem –
uznali, że w USA nie da się rozwijać biznesów krypto, więc przenosili się do
Europy. Obecnie jednak nastąpiło w USA przejście z wielkiej kryptosmuty do
kryptoekstazy i branża wraca do Stanów Zjednoczonych.

Nie ma pewności, że to się utrzyma. Być może po
kolejnych wyborach znowu będzie trzeba ze Stanów uciekać. Na razie USA jawią
się jednak jako ziemia obiecana, gdzie będzie można robić naprawdę dobry biznes
krypto. Przykładowo bank JPMorgan Chase, który nie chciał otwierać rachunków
praktycznie żadnym firmom krypto, po wygranej Trumpa otworzył nam rachunek w 48
godzin.

Taka sinusoida nikomu nie służy, ale trzeba korzystać
z tego, że USA są teraz bardziej otwarte na krypto, a nie narzekać.

Jakie są wobec tego wasze plany
dotyczące USA?

Planujemy najpierw rozwój na Florydzie i aplikowanie o
licencję federalną. Ciągle jest w USA miejsce dla nowych graczy. Mamy
przygotowaną strategię i jak tylko pozyskamy licencję, wchodzimy na rynek
amerykański.

Tak jak w Europie będzie się tam stawiać
na marketing oparty na sponsoringu sportu?

Sport budzi emocje na całym świecie, również za oceanem, o czym najlepiej
świadczy szaleństwo wokół rozegranego niedawno Super Bowl. Dlatego jest to
jedna z kluczowych płaszczyzn, które weźmiemy pod uwagę w kontekście wzmacniania
naszej marki, jej zasięgu, wiarygodności i ekspansji w Stanach Zjednoczonych. Specyfika
działań w ramach marketingu sportowego w USA różni się jednak od tej
europejskiej. Tutaj działania i współprace są bardziej lokalne, bo każdy stan
ma inną specyfikę.

Z drugiej strony, współprace na poziomie największych klubów NBA, NHL czy
NFL gwarantują dotarcie i zasięgi globalne. A my mierzymy wysoko i decydujemy
się na współprace tylko z najlepszymi i najbardziej innowacyjnymi
organizacjami. W USA te kryteria się nie zmienią. Cieszy natomiast, że z
założenia jest to rynek otwarty na innowacyjne rozwiązania technologiczne i kryptowaluty
w ogóle, zwłaszcza po niedawnych wyborach prezydenckich. Jeśli chcemy zwrócić
na siebie uwagę i przekonać do siebie amerykańskich użytkowników, musi być o
nas głośno. I będzie.

W Europie zondacrypto ma umowy z
Juventusem i z trzema innymi klubami Serie A, z ekipą koszykówki z Monaco, z
hokejową w Szwajcarii, wśród ambasadorów marki są m.in. Wojciech Szczęsny i Magdalena Fręch. Jakie współprace szykują się na ten rok?

Najciekawszy obecnie projekt dotyczy kobiecego teamu
kolarskiego Canyon-SRAM zondacrypto. Jego członkini i nasza ambasadorka Kasia
Niewiadoma wygrała kobiecy Tour de France, czym moim zdaniem zasłużyła na
pozycję porównywalną do tej, jaką ma Tadej Pogacar w Słowenii. Niestety, w
plebiscycie „Przeglądu Sportowego” znalazła się poza pierwszą dziesiątką. To
pokazuje, że tym bardziej trzeba wspierać sport kobiecy.

Mogę też już ujawnić, że zostaliśmy głównym sponsorem
kolarskiego klasyka Strade Bianche, zaplanowanego na 8 marca – wyścigu
kobiecego i męskiego. Kasia ma bardzo duże szanse, żeby go ponownie wygrać.
Będziemy też sponsorem klasyka Milan-San Remo, a także różowej koszulki liderki
klasyfikacji Giro d’Italia Women. Kasia w tej rywalizacji nie wystąpi, ale nasz
zespół jak najbardziej.

A w Polsce?

W Polsce sponsorujemy Tour de Pologne, współpracujemy
z Rakowem Częstochowa, Pogonią Szczecin i Dzikami Warszawa. To na razie
wystarczy. Do drzwi i okien pukają do nas różnego rodzaju związki, federacje.
Ale na razie to odpuszczamy.

Według ostatnich informacji macie 1,35
mln klientów. Jaka część przypada na Polskę, a jaka na pozostałe kraje?

Wśród naszych klientów 75 proc. to Polacy. Kiedyś było
ich 99 proc., więc bardzo nas cieszy, że stajemy się coraz bardziej europejscy
i globalni.

W najbliższym czasie chcemy koncentrować się w dużej
mierze na rynku włoskim, na którym już jesteśmy i gdzie bardzo nam rosną
statystyki. Będziemy się też skupiać na krajach Europy Środkowo-Wschodniej,
gdzie chcemy powtórzyć sukces z polskiego rynku.

Marketing oparty na sporcie działa bardzo dobrze.
Codziennie rejestruje się ponad tysiąc nowych klientów. Strategia marketingowa,
którą wypracowaliśmy półtora roku temu, naprawdę zaczęła przynosić świetne
efekty i zamierzamy ją kontynuować.

Rynek giełd kryptowalut jest
rozdrobniony. Widzi pan przestrzeń do jego konsolidacji? Jaką rolę jako
obecnie największa giełda krypto w Polsce i regionie chcielibyście odegrać?

W Europie rynek na pewno będzie się konsolidował,
ponieważ podmioty, które nie będą w stanie pozyskać licencji, będą robić
wszystko, żeby zostać sprzedane, zakończyć działalność z jakimś przynajmniej
małym sukcesem. Pytanie, czy będą to łakome kąski dla podmiotów regulowanych –
moim zdaniem raczej nie. Większość z tych podmiotów albo upadnie, albo zostanie
zlikwidowanych. Zresztą to już się dzieje, bo część z giełd zawiesza usługi dla
klientów z Europy.

Jeśli chodzi o nas, docelowo chcemy być w Europie
w pierwszej piątce graczy, o ile nie w trójce.

Nie obawia się pan rywalizacji ze
światem tradycyjnych finansów? Kryptowaluty wchodzą do mainstreamu nawet jeśli
nie bezpośrednio, to na pewno za pomocą ETF-ów.

Absolutnie nie obawiam się takiej konkurencji. ETF-y
to jest lizanie lizaka przez szybę. Można go sobie pooglądać, ale nigdy się nie
dowiemy, jak on naprawdę smakuje.

Początkowo ETF-y wzbudziły entuzjazm, ale w istocie
nic nie zmieniły. Inwestując w ETF, nie inwestujesz bezpośrednio w krypto,
tylko powierzasz środki funduszowi, który reinwestuje je na giełdach, w tym na
naszej. Dziś ETF-y nie mają już takiej atrakcyjności, jak na początku. Moim
zdaniem mogą podzielić los NFT i odejść w zapomnienie.

Przyszłość nie leży we wzbogacaniu tradycyjnych usług
finansowych o kryptowaluty, lecz odwrotnie – w fintechach, który umożliwią
płatności w kryptowalutach, zarządzanie nimi i inwestowanie w czasie
rzeczywistym, przy jednoczesnej integracji tradycyjnych usług i aktywów
finansowych. My już do tego dążymy. To jest przyszłość, a nie są nią ETF-y.

Kryptowaluty upowszechniają się w
portfelach, ale raczej nie spełniają oczekiwań jako środek płatniczy…

Wyjaśnijmy tu istotną kwestię. Czy chciałby pan, mając
w kieszeni akcje Vistuli czy PKO BP, iść do sklepu i płacić tym akcjami? No
nie. Nikt, kto jest świadomym inwestorem, nie płaci w krypto. Do tego służą
stablecoiny, na przykład USDC (waluta cyfrowa o wartości identycznej jak dolar
– red.).

To odpowiednik waluty fiducjarnej i takie płatności
się rozwijają. Przykładowo ostatnio pomogliśmy Rakowowi Częstochowie kupić
zawodnika z Senegalu za pośrednictwem krypto. Przekroczyliśmy wszystkie ograniczenia
świata tradycyjnych finansów i połączyliśmy dwie strony, które bardzo szybko dokonały
zapłaty. Nasza bramka płatnicza przeżywa najlepsze dni w swojej historii,
obsługuje coraz więcej transakcji – już nie tylko zakupu biletów Rakowa czy
koszulek Atalanty Bergamo, ale też dużo poważniejszych. Ostatnio jeden z
naszych klientów sprzedał BMW M4 Cabrio za pół miliona złotych. Kupujący
zdecydował się na dokonanie transakcji w kryptowalucie z różnych względów,
takich jak bezpieczeństwo, ale również wygoda. Polisę ubezpieczeniową również
opłaci w krypto.

Przelew w USDC (stablecoinie) idzie maksymalnie 15
sekund, podczas gdy transakcja SWIFT w dolarze idzie parę dni i nierzadko kończy
się problemami, gdy się wysyła środki do takiego kraju, jak Senegal. W
przypadku waluty cyfrowej nie musimy też pytać banku o status transakcji, bo
widzimy wszystko w blockchainie.

To są pieniądze nowej ery. Kopernika krytykowano, a
Giordano Bruno wręcz spłonął na stosie. Każdy innowator jest nazywany na
początku wariatem albo oszustem. A dopiero później wszyscy mówią: „No, miałeś
rację”.

Źródło:



Source link

You might also like
Leave A Reply

Your email address will not be published.